Cyceron w swoim dziele „O państwie” zawarł osobny rozdział, który nosił nazwę „Snu Scypiona”. Przez ostatnie 2,5 miesiąca wszyscy ludzie związani z Leeds United byli świadkami „Snu Hockadaya” – części dzieła, które zaczął pisać Massimo Cellino. Hockaday mimo, że poprowadził Pawie tyle razy, ile w Brian Clough w czasie swoich słynnych 44 dni jako opiekun The Whites, to nie pobił, a  nawet nie wyrównał rekordu twórcy potęgi Derby County i Nottingham Forest.

Sen to najwłaściwsze określenie 70 dni The Hocka, jako szkoleniowca Pawi. Dla samego Davida był to sen w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dla kibiców był to jednak koszmar, a dla Massimo Cellino stan śpiączki. Zatrudnienie Hockadaya było błędem, wiedział to niemal każdy oprócz Cellino. Cięzko mieć jednak pretensje do samego szkoleniowca. Czlowiek znikąd, kochający futbol i trenerkę, dostał nagle szansę prowadzenia jednego z najsłynniejszych klubów w Anglii z jedną największych i na pewno najwierniejszych rzeszą kibiców na wyspach. Propozycję tę oczywiście chwycił obiema rękami, starał się jak mógł, ale zabrakło mu jednak zwyczajnie umiejętności. Ciężko rzecz jasna oceniać prace trenera po kilku meczach, to nigdy nie jest wiarygodne, ale nawet te kilka meczów dało sygnał, że dacie szansy Davidowi przez kolejne kilka miesięcy mogłoby być błędem brzemiennym w skutkach. Hockaday dysponował składem chyba najlepszym od lat, a zanotował najgorszy od lat start sezonu nie mając za rywali przeciwników wielce wymagających. Ba, ostatnie dwa mecze ligowe, to 0 strzałów na bramkę rywali. Leeds pod batutą Hackadaya cześciej zgarniało czerowne kartki, niż zatrudniało bramkarza rywali. To jest statystyka porażająca.

Piszę to z całą sympatią dla The Hocka. Przyznać trzeba, że ma on wszystko by być ulubieńcem kibiców. Niezwykle sympatyczny, uśmiechnięty, uczciwy i pracowity. Przed każdą konferencją prasową zawsze przywitał się z każdym obecnym. Dobry sąsiad, kochający mąż, niekorzystający z żadnych używek pasjonat futbolu. Do sukcesu zabrakło mu jednak jednego, niestety tego najbardziej koniecznego – umiejętności. Nie mam na myśli nawet umiejętności czystko szkoleniowych, bo te jak pokazała przeszłość być może ma. W końcu to on uczył grać w piłkę Garetha Bale’a, Adama Lallane, Theo Walcotta i innych świetnych adeptów szkółki Southampton. To on pomagał Aidemu Bothroydowi we wprowadzeniu Watfordu do Premier League. Dlatego uważam, że fajnie by było zatrzymać go w klubie jako jednego z asystentów, zwłaszcza, że kadra szkoleniowa w ostatnim czasie mocno wyszczuplała – odeszli Gibbs, Naylor, Carbone). Jednak bycie tym głównym, to co innego. Hockaday nie potrafił dobierać składu, przygotowywać taktyki, motywować zawodników. Nie na tym poziomie. Niestety tez nie na poziomie Conference. Zadanie budowania mocnego klubu na Elland Road go przerosło. Na pewno nie pomógł brak reputacji Hockera. 4 czerwone kartki w 6 meczach to jest wynik tragiczny. Najbardziej irytujące jest jednak to, że 3 z tych wykluczeń były zarobione w sposób idiotyczny, a to świadczy tylko i wyłacznie o braku dyscypliny. Jestem pewien, że mając za trenera Liusa Van Gaala żaden z tych graczy w tak irytujący sposób nie pozwoliłby sobie wylecieć z placu gry.

Jak pisałem wcześniej najbardziej z tego towarzystwa szkoda mi chyba samego Hockadaya. Dzięki chwili szaleństwa i opętania włoskiego prezydnta DH wygrał los na loterii. Niestety ten los okazal się dla niego zbyt ciężki i od razu  zgubił go nie odbierając nagrody. Hockadaya niedawno nie znał nikt, teraz zna go większość kibiców angielskiego futbolu. Tym samym z „pana nikt”, stał się „panem nieudacznikiem”. Prawdopodobnie przez te 70 dni w Leeds, nie znajadzie już żadnej pracy na poważnym poziomie. Najbardziej smutne jest to, ze ten człowiek chyba naprawdę wierzył, że może prowadzić ten klub do sukcesów. Czasami ta wiara wręcz odbierała mu rozum. Pierwszym strzałem w kolano było wybranie sobie asystenta w postaci Juniora Lewisa, który wcześniej pracował w klubie Hendon – 7 liga angielska (7 LIGA ANGIELSKA!).  Od początku David mówił, że chciałby, aby United było najbardziej walczącym zespołem w lidze. Nawet jeżeli ktoś miałby z nami wygrać, to musiałoby go to sporo kosztować. W rzeczywistości śmiem twierdzić, że gracze Brighton nawet się nie spocili grając z Leeds. Niewiele wysiłku mecze z Pawiami kosztowało także Lwy i Szerszenie. Leeds przegrywało, dosyć wyraźnie. Tymczasem Hockaday śniąc i myśląc już o Lidze Mistrzów (sic!) w wywiadach pomeczowych dostrzegał  wiele pozytywów. Cały czas twierdził, że klub idzie w dobrym kierunku. Poczciwy Dave był zadowolony, tymczasem liczby były brutalne – 3 punkty i ledwie kilka strzałów na bramkę rywali. Nawet to jedyne ligowe zwycięstwo z Boro było bardzo naciągane i mecz był na tyle wyrównany, że równie mogliśmy przegrać. Dałbym wiele, żeby móc być świadkiem pięknej przygody byłego opiekuna Forest Green z Pawiami. Futbol kocha historie pucybutów zostających milionerami, ale tym razem śniący o takiej historii Hockaday został brutalnie obudzony. Czy to jednak oznacza koniec kłopotów i porażek Leeds? Na to trzeba poczekać do momentu ogłoszenia nowego głównego trenera. Istnieje przecież ryzyko, że Cellino jeszcze nie oprzytomniał i nowym opiekunem Pawi zostanie ktoś pokroju Gianluci Festy.

Z tego, co jednak mówią eksperci oraz z tego, co miał powiedzieć sam Cellino, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Tym razem Włoch chce kogoś bardziej doświadczonego, z większą renomą. Mimo tego, że faworytem bukmacherów jest wciąż Rolando Maran, to ponoć prezydent Leeds w dalszym ciągu chce trenera z Wielkiej Brytanii. Na rynku jest kilka ciekawych nazwisk. Głośno się mówi o byłym szkoleniowcu W.B.A. Stevie Clarke’u, który w poprzednim klubie pracował już w modelu jaki panuje na Elland Road. Na The Hawthorns nie był menadżerem, a właśnie głównym trenerem. Takie nazwiska jak Chris Houghton czy Oscar Garcia, notabene nie Brytyjczyk, ale znajacy tę futbol i ligę, także robią wrażenie. Osoby Tony’ego Pulisa nie chcę nawet przytaczać, bo prawdopodobieństwo zatrudnienia przez Leeds United najlepszego menadżera zeszłego sezonu Premier League jest równe spełnieniu obietnic przez premiera Tuska.

Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli na Elland Road ma przyjść trener renomowany, to  Masimo Cellino będzie musiał zmienić swoje postępowanie. Całkowicie rozumiem, że Włoch nie chce, aby trener mieszał się do kontraktów zawodników. Przeszłość pokazała, że może to mieć zły wpływ na finanse klubu. Przytoczyć należy chociażby ogromną tygodniówkę, jaką Noelowi Huntowi zapewnił Brian McDermott. Niemniej jednak każdy szanujący się fachowiec, będzie chciał mieć coś do powiedzenia. Tymczasem Hockaday, kiedy zgłosił chęć posiadania w składzie Neila Rangera, został wyśmiany. Kiedy zaś zaproponował prezydentowi, żeby sprzedał ciągle dąsającego się i narzekającego Rossa McCormacka, usłyszał tylko, że ma się zamknąć i skupić na swojej pracy. Jeżeli Cellino będzie chciał w klubie kogoś sensownego, to będzie musiał kontrolować swoje zachowanie. Pewne jest, że obecny właściciel klubu jest osobą pełną pasji i ambicji i pozostaje mieć nadzieję, że tym razem jego pasja i chęć stworzenia czegoś dużego przewyższy jego ego. Wtedy być może Leeds uraczy nas jeszcze w tym sezonie ładną piłką, bo wg Cellino Pawie mają nie tylko grać skutecznie, ale i ładnie. Massimo chce, żeby The Whites grali futbol ofensywny i efektowny i pewnie to będzie jednym z wyznaczników przy wyborze nowego trenera.

 

Nazwiska potencjalnych szkoleniowców mających zastąpić Hockadaya będą się mieliły przez najbliższy tydzień każdego dnia. Decyzję „Króla kukurydzy” poznamy pewnie pod koniec przyszłego tygodnia, a do tego czasu ratować sytuację będzie nieoceniony Neil Redfearn. Człowiek, który po raz 3 zostaje tymczasowym opiekunem pierwszej drużyny. Trener, na którego liczyć można zawsze, który nigdy nie zawiedzie. Zawsze się go trochę odstawia na bok, nie docenia, tymczasem to właśnie Redders wykonuje wspaniałą pracę dla tego klubu od kilku już lat. Zmieniali się właściele, zmieniali się menadżerowie, ale i tak każdy z nich był pod wielkim wrażeniem szefa naszej akademii. Wymienia się go nawet, jako kandydata na objęcie schedy po Hockadayu chociaż on sam uważa, że to nie dla niego. 

Komentarze  

#2 adamos_6 2014-08-30 13:53
Wielu chciałoby Redfearna, ale on sam nie chce pracować na stanowisku głównego trenera
#1 krzynek 2014-08-30 07:25
dzisiaj wyszło, że po porażce z Watford Cellino chciał powrotu Nigela Gibbsa jako głónego trenera - ten odmówił

You have no rights to post comments