Can we get much higher, tymi słowami wita słuchaczy album uznany między innymi przez Rolling Stone, płytą dekady. Płytą, która miała pokazać, czy na amerykańskiej i światowej scenie muzycznej znajduje się jeszcze miejsce dla ekscentrycznego Kanye Westa, który został przez wielu skreślony za słynny incydent z Tylor Swift. Z okazji zbliżającej się wielkimi krokami dziesiątej rocznicy albumu postanowiłem sprawdzić w jakim miejscu w sezonie 10/11 było nasze ukochane Leeds United.
Po czterech latach udało nam się awansować do Championship, gdzie finalnie zajęliśmy siódme miejsce. W naszej bramce stał obecny goalkeeper Leicester City Kasper Schmeichel, trenerem był Simon Grayson, który w lutym tego roku zakończył współpracę z trzecioligowym Blackpool. Obecnie jesteśmy w zupełnie odmiennej sytuacji, po 16 latach wróciliśmy do Premier League i już po dwóch kolejkach jesteśmy uważani za jednego z głównych kandydatów do rewelacji sezonu, a ja zadaję sobie chyba słuszne pytanie – Can we get much higher?
Odpowiedź na to pytanie jest jednak skomplikowana jak umysł Marcelo Bielsy i autora wymienionych dwukrotnie słów. Już w niedzielę zmierzymy się z jednym z głównych faworytów do spadku. Zadanie niby proste, ale nie w naszym przypadku. O ile paradoksalnie o grę ofensywną nie musimy się martwić, to problemy w defensywie są widoczne gołym okiem. Koch nie jest jeszcze wkomponowany w system Bielsy, ale i tak bym go nie skreślał, system El Loco jest skomplikowany, a Niemiec w piłkę grać potrafi. Celowo nie poruszam tematu Diego Llorente, bo nie został on ściągnięty, aby zastąpić byłego stopera Freiburga, tylko wzmocnić linię defensywną w ogóle.
Sheffield w meczu z Aston Villa, zaprezentowało się fatalnie, to co w zeszłym sezonie okazało się największym atutem szabli, w tym jest przewidywalne aż do bólu. Do tego należy dodać, że sama jakość wrzutek SHU – szczególnie z bocznych sektorów boiska – spadła niemiłosiernie, co nie oznacza, że równie mocno spadła ich liczb, niestety nasi obrońcy zdążyli już pokazać, że górne piłki potrafią im sprawić większe, bądź mniejsze, ale w dalszym ciągu problemy. Szable grające praktycznie przez większość meczu w osłabieniu, zamurowały dostęp do bramki, a Aston Villa – trzeba przyznać, że także słaba – przez długie fragmenty meczu waliła głową w mur.
Jak dobrze jednak wiemy, jakiekolwiek statystyki w meczach The Whites przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Często szukamy potwierdzenia naszych optymistycznych myśli w wypowiedziach „ekspertów”, którzy zwykłemu kibicowi mogą wmówić, że gramy genialnie w ofensywie. Tak, ale też nie. Nie mówię tutaj o bilansie bramek, chciałbym delikatnie zaznaczyć, że mimo wszystko oddajemy mało strzałów. W meczu z Liverpoolem było ich sześć, z czego każdy „na bramkę” zamieniliśmy w gola. Z Fulham natomiast 10, z czego 7 w światło bramki.
Mimo wszystko i tak powinniśmy się cieszyć, że nie marnujemy tych sytuacji, jak to miało miejsce w poprzednich sezonach. Wiadomo, że jeżeli szable zamkną się na swojej połowie, tych strzałów powinno być więcej, niestety boję się, że to nie będą idealne warunki dla Bamforda. Mam wrażenie, że właśnie w takim meczu moglibyśmy dać szansę Rodrigo, który dysponuje lepszymi umiejętnościami technicznymi od Babiego. Chociaż Anglik pokazał w ostatnim meczu, że potrafi pociągnąć akcję skrzydłem i do tego doskonale dograć piłkę w pole karne. Zakładam, że mecz z Sheffield wygramy, udowadniając tym samym, która z tych drużyna wiedzie prym w Yorkshire. Nie wiem niestety o ile zwiększy się liczba moich, a nawet naszych siwych włosów.
Can we get much higher? Tak! Niemniej żeby tak się stało musimy wygrać, wtedy Bielsa będzie mógł zacytować kolejnego klasyka z tej przełomowej płyty, a mianowicie: „B*tch I'm a monster no good blood sucker Fat motherfu*ker now look who's in trouble”. Bo Leeds United w Premier League, to „My Beautiful Dark Twisted Fantasy".